wtorek, 18 sierpnia 2020

02: W miniaturze

Gabinet pani psycholog Mariki Kamińskiej był dla Alicji białą plamą. Wyobrażała sobie, że na ścianach wiszą wesołe, motywujące tablice mówiące, że uśmiech może działać cuda, albo plakaty przestrzegające przed różnego typu uzależnieniami. Dziewczyna była niemal pewna, że prócz tych standardowych o alkoholu, papierosach i narkotykach, znalazło się również miejsce dla tych poświęconych nałogom współczesnego świata – gry komputerowe, telefony komórkowe czy media społecznościowe według specjalistów stawały się przyczynkiem do nowej fali zagrożeń wśród młodzieży i trzeba było walczyć z nowym niebezpiecznym trendem.

Dla Alicji w pomieszczeniu pewnych było tylko kilka rzeczy. Po pierwsze spore drewniane biurko, którego blat zastawiony był mnóstwem bibelotów, notesików, ołówków i spinaczy. Po drugie duża biała szafa, która znajdowała się tuż przy drzwiach, więc wychodząc dziewczyna zawsze musiała uważać, aby się z nią nie zderzyć. Po trzecie niewygodne krzesło, które grzała co dwa tygodnie przez godzinę. A po czwarte pani psycholog Marika Kamińska.

Już w czasie pierwszego spotkania kobieta nakazała nazywać się po imieniu, co miało zmniejszyć dystans między nią a pacjentami. Alicja myślała, że w takie rzeczy wierzą tylko młodzi psychologowie, a Marika na pewno do takich nie należała. Na pewno była po pięćdziesiątce, bo siadała zawsze tak blisko Alicji, że ta dokładnie widziała pogłębiające się zmarszczki na jej twarzy. Kobieta była niska i pulchna, co zapewne wynikało z tego, że podjadała mnóstwo cukierków, po których papierki piętrzyły się na jej biurku. Włosy miała ciemne, choć łatwo można było dopatrzyć się siwych odrostów. Na serdecznym palcu jej prawej ręki błyszczała złota obrączka, choć plotki głosiły, że w ostatnim czasie przechodziła małżeński kryzys.

– Co nowego, Alicjo? – zapytała swoim dziarskim tonem, chwytając do ręki długopis.

Za każdym razem zadawała to pytanie i za każdym razem oczekiwała złożonej wypowiedzi. Dziewczyna przestała już mówić nic, bo dobrze wiedziała, że to nie przejdzie. Kobieta zaczęłaby na nią naciskać i nie odpuściłaby dopóki nie uzyskałaby odpowiedzi.

– Wczoraj oglądałyśmy z mamą pierwszy odcinek nowego sezonu Chirurgów – powiedziała beznamiętnie Alicja. –  Ale uznałyśmy, że chyba darujemy sobie ten serial, bo robi się strasznie naciągany. Twórcy znów uśmiercili naszą ulubioną bohaterkę.

Dziewczyna przygotowała tę wypowiedź już kilka dni temu. Było to oczywiście kłamstwo. Jej mama lubiła seriale medyczne, ale akurat tego nie oglądała jakoś od dwóch lat. Natomiast Alicja w ogóle nie włączała telewizora, bo nie miało to dla niej najmniejszego sensu. Musiałaby usiąść bardzo blisko ekranu, aby coś zobaczyć. Czasem korzystała z laptopa, ale wówczas wybierała raczej filmy niż seriale, choć i to robiła stosunkowo rzadko. To również szybko ją nudziło.

– Nie warto tracić czasu na oglądanie czegoś, co nas męczy – powiedziała Marika, zapisując coś w zeszycie. – Musicie znaleźć sobie z mamą jakiś nowy serial, albo jakieś inne hobby. Pamiętasz, co ostatnio ci mówiłam? Że powinnaś zająć się czymś twórczym. Jest tyle niesamowitych rzeczy. Rysunek, malarstwo, ale też sztuka origami lub haft. Więc jak, wykonałaś zadanie? Zaczęłaś zabawę z którąś z tych technik?

Alicja westchnęła. Oczywiście, że odpowiedź brzmiała: nie, ale mimo wszystko z jej ust padły zupełnie inne słowa.

– Zaczęła robić takie małe mebelki dla lalek – skłamała, przypominając sobie rozmowę z Jackiem. Przez ułamek sekundy widziała zaskoczenie malujące się na twarzy pani psycholog. – Mój brat pokazał mi bloga swojej koleżanki, która robi takie rzeczy. Jest tam kilka instrukcji, jak coś zrobić samemu.

– To wspaniale – powiedziała entuzjastycznie kobieta. Uśmiechnęła się ciepło. – I co zrobiłaś jako pierwsze?

Alicja zamyśliła się na chwilę, żałując, że w ogóle zaczęła brnąć w te kłamstwo. Myślała, że Marika da jej spokój, jak dowie się, że dziewczyna poszła za jej złotą radą, ale najwyraźniej nie zamierzała tak łatwo odpuścić.

– Fotel – rzekła Alicja, próbując sobie za wszelką cenę przypomnieć, co mówił Jacek w czasie obiadu. Owszem, brat wysłał jej link do tego bloga, ale dziewczyna nie raczyła nabić na nim nawet jednego wyświetlenia. – Zrobiłam go z dwóch pudełek i okleiłam materiałem

Marika pokiwała głową z uznaniem.

– Następnym razem musisz koniecznie przynieść kolejne dzieła – oznajmiła, ponownie zapisując coś w notatniku. – Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko wygląda.

– Ale one są strasznie brzydkie – rzekła szybko Alicja, próbując wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji. – Materiał jest krzywo przyklejony, a pudełko się wgniotło.

– To nie szkodzi. Zapewne z każdym kolejnym mebelkiem będziesz w tym coraz lepsza. Rozumiem, że wymagasz od siebie perfekcjonizmu, ale wiedz, że żaden człowiek nie rodzi się z danymi umiejętnościami. Czasem potrzeba wielu lat pracy, aby osiągnąć wymarzony efekt. Uważam jednak, że twój brat miał wspaniały pomysł, pokazując ci takie rzeczy. Tworzenie miniaturek pomoże ci inaczej spojrzeć na świat. Pomyśl tylko, przez twoją wadę wzroku masz zaburzoną percepcję widzenia. Nie widzisz głębi, perspektywy. Ogrom budynku, czy jakieś widoki oglądasz jedynie na płaskich zdjęciach. Gdybyś zaczęła tworzyć własne mini makiety, to zobaczyłabyś całkiem inny świat!

W tonie głosu Mariki dało się usłyszeć ekscytację, której Alicja nie podzielała, choć w słowach tych było sporo prawdy. Dziewczyna wiedziała, że ma dwa tygodnie na stworzenie czegokolwiek, bo kobieta na pewno jej nie podaruje , kiedy przyjdzie z pustymi rękoma. Była zła, przez co nie potrafiła się skupić na kolejnych kilkudziesięciu minutach spotkania. Znów nie wykazała zaangażowania, na pytania odpowiadała półsłówkami, a w kwestii własnych uczuć i emocji milczała jak zaklęta.

Godzina z Mariką ciągnęła się w nieskończoność, a gdy w końcu minęła, Alicja nie poczuła się lepiej.

– Czyli widzimy się za dwa tygodnie, jak zwykle w środę o piętnastej – rzekła kobieta, zerkając do swojego kalendarza. – W razie czego jesteśmy w kontakcie.

W razie czego nigdy nie istniało, bo rodzice Alicji stawali na uszach, aby zawieść córkę do poradni na wyznaczony termin. Dziś była tu z tatą, który jak zwykle miał czekać na nią w poczekalni.

Dziewczyna pożegnała pospiesznie panią psycholog i wstała z krzesła zanim ta zaproponowała odprowadzenie jej do drzwi. W gabinecie była już kilkanaście razy, więc jej umysł pamiętał tę krótką drogę do wyjścia z tej białej otchłani. Tym razem Alicja nawet nie zahaczyła o szafę, co było dla niej nie lada sukcesem.

Na korytarzu panował gwar rozmów. Dziewczyna nie widziała twarzy siedzących tam osób, ale domyślała się, że w większości są to dzieciaki lub młodzież. Oni byli dla niej mgłą, ale ona dla nich zjawiskiem niecodziennym, na który mogli się gapić. Zapewne w większości robili to dyskretnie, bo nie byli świadomi tego, że ona nie dostrzega ich rozszerzonych z ciekawości źrenic.

Alicja westchnęła i zamrugała gwałtownie. Policzyła do trzech i przełknęła głośno ślinę. Gdzie się podziewał jej ojciec? Zawsze czekał na nią na korytarz i podchodził od razu jak wychodziła z gabinetu. Teraz go przy niej nie było, a ona nie miała pojęcia, jak się zachować.

– Tato? – powiedziała, choć jej głos był tylko nieznacznie głośniejszy od szeptu.

Poczuła, że jej dłonie zaczynają niebezpiecznie drżeć, a serce przyspiesza bicie. W poczekalni byli ludzie, a ona nie miała pojęcia ilu dokładnie. Za chwilę zapewne ktoś się nią zainteresuje. Przecież to nie było normalne, że jakaś dziewczyna stała w bezruchu na środku korytarza i próbowała łapać powietrze, otwierając usta jak ryba.

– Tato! – powtórzyła znacznie głośniej, a w jej głosie dało można było usłyszeć pisk strachu.

Gwar w poczekalni ucichł, a w jej polu widzenia znalazła się jakaś kobieta. Chyba chciała coś powiedzieć lub chwycić za rękę, ale Alicja cofnęła się energicznie. Strach odebrał jej zdolność racjonalnego myślenia. Niewiele brakowało, a rzuciłaby się do ucieczki, gdyby nie to, że niespodziewanie ktoś mocno objął ją ramieniem.

– Jestem. – Usłyszała głos ojca. – Nie bój się, już jestem.

Mężczyzna przytulił ją do swojej klatki piersiowej i kołysał delikatnie. Alicja z trudem łapała powietrze, próbując się uspokoić. Czuła, jak czarne macki strachu zacisnęły się wokół jej wnętrzności. Nie była nawet świadoma tego, że zaczęła głośno szlochać.

–Nic się nie dzieje – uspakajał ją dalej ojciec. – Odszedłem tylko kawałek, musiałem odebrać telefon. Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.

Alicja pozwoliła się wyprowadzić tacie z poradni. Stali chwile na parkingu, a powiew rześkiego, wrześniowego popołudnia lekko ją uspokoił. Otarła łzy i starała się powoli wyrównać oddech. Zaczęło do niej docierać, że znów dała się zwieść temu okropnemu uczuciu strachu, który od jakiegoś czasu doprowadzał ją do szaleństwa.

– Lepiej? – zapytał po chwili Miłosz, nie wypuszczając z uścisku dłoni córki.

– Tak… myślałam, że poszedłeś, że mnie zostawiłeś – wyszeptała.

– Ali… przecież wiesz, że ani ja ani mama nigdy byśmy cię nie zostawili – powiedział szybko, gładząc córkę po policzku.

Milczeli przez chwile zasłuchani w ćwierkanie ptaków i szelest liści.

– To dokąd jedziemy na obiad? – zapytał po chwili tata.

To była ich tradycja. Zawsze po wspólnej wizycie w poradni odwiedzali jakąś restaurację. Alicja najczęściej wybierała wegetariański bar z burgerami lub knajpę, w której podawali najlepszy makaron z sosem serowym w mieście, ale dziś zupełnie straciła apetyt.

– Nie jestem głodna – burknęła pod nosem.

Miłosz westchnął i pokręcił głową.

– Ale ja jestem. Od rana nic nie jadłem. Możesz zamówić zupę lub sałatkę i jakiś sok – oświadczył tonem niewnoszącym sprzeciwu.

Alicja pozwoliła ojcu zaprowadzić się do samochodu i zajęła miejsce pasażera. Zapięła pas i przejrzała się w bocznym lusterku. Nie wyglądała najlepiej. Spróbowała przeczesać dłonią włosy, aby choć trochę je ujarzmić. Niestety nie była w stanie nic zrobić z zaczerwienionymi od płaczy oczami i policzkami.

Ojciec ostrożnie wyjechał z parkingu i włączył się do ruchu. O tej porze ulice miasta były przepełnione, więc trasa ciągnęła się w nieskończoność.

– Pani Kamińska mówi, że ostatnio nie widzi postępów – odezwał się po chwili mężczyzna, zatrzymując się na czerwonym świetle.

– To nie prawda – burknęła Alicja. – To ona cały czas się czepia, nie lubię jej…

– O poprzednim psychologu mówiłaś to samo.

– Bo był idiotą. Sam tak powiedziałeś, kiedy zaczął ci wmawiać, że powinniście iść z mamą na terapię małżeńską.

– Okej, był idiotą.

Zielone światło paliło się już kilka sekund, więc Miłosz ruszył z lekkim opóźnienie.

– Ale Kamińska jest w porządku – dodał, skręcając w lewo. – Wiele osób mi ją polecało. Chwalą ją za dobry kontakt z młodzieżą. Ostatnio jedna z pacjentek mówiła mi, że jej córka miała napady agresji, a po rozmowach z Kamińską bardzo jej się poprawiło.

– Rozmawiasz z pacjentkami na takie tematy? Myślałam, że u stomatologa raczej się milczy lub wydaje dziwne, niezrozumiałe dźwięki.

Ojciec nie odpowiedział na tę zaczepkę. Wydawał się być bardzo skupiony na drodze. Zabrał głos dopiero po dłuższej chwili, ale odbiegł od tematu swojej pacjentki.

– Jeśli nie będziesz robić postępów, to znajdę ci psychoterapeutę lub psychiatrę, a wiesz mi, od początku chciałem uniknąć faszerowania cię lekami. I bez nich jesteś wystarczająco otępiała.

– Super… mama straszy mnie prokuratorem i sądem rodzinnym a ty psychotropami.

– Nie straszę. Tylko cię informuję, bo potem mówisz, że z tobą nie rozmawiamy. Chcę, abyś miała świadomość, że będziemy o ciebie walczyć nawet wówczas, kiedy sama się poddasz.

Alicja popatrzyła na skupiony profil ojca. Miała wrażenie, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy mężczyzna się zmienił. Jego zmarszczki się pogłębiły, schudł odrobinę i golił się co trzy dni, a nie jak dawniej każdego ranka. Nawet koszule miał jakoś dziwnie pomięte, choć to mama zwykle je prasowała. Dziewczyna chciała zapytać, czy na pewno wszystko w porządku, ale wówczas Miłosz zaparkował pod wegetariańską knajpą. Kiedy wyłączył silnik samochodu, Alicji zabrakło odwagi.

– Do zestawu chyba zamówię pomidorową – powiedział po chwili tata. – Mam na nią straszną ochotę. Nie mów tego mamie, ale to chyba najlepsza pomidorowa jaką jadłem w życiu.

Wysiedli z samochodu.

* * *

Wieczorem Alicja za zasiadła przed komputerem i weszła na bloga koleżanki Jacka. Przeglądała sesje zdjęciowe lalek. Wszystkie miały piękne loki i eleganckie suknie. Znajdowały się one w małych pokoikach, których ściany pokrywały imitacje cegły lub tapety w kwiatki. Były tam miniaturowe dywany lub małe deseczki, wyglądające jak parkiet. Lalki siedziały na kanapach pokrytych ażurowym materiałem lub skórzanych fotelach. W tych maleńkich pomieszczeniach stały stoliki ze szklanymi blatami, regały z książkami i kominki. Wszędzie piętrzyły się bibeloty mniejsze od naparstków. Małe świeczki, kwiatki w wazonach i doniczkach, lamy, żyrandole a nawet głośniki od wieży stereo. Z daleka było widać, że autorka zdjęć wkładała mnóstwo pracy w przygotowanie jednego takiego planu zdjęciowego.

Na początku Alicja przewijała zdjęcia bez większego zainteresowania. Dopiero po krótkiej chwili zaczęła przyglądać się szczegółom, takim jak tytuły wypisane drobnym pismem na grzbietach książek. Było to interesujące i wciągające, ale dziewczyna wiedziała, że sama nie byłaby w stanie stworzyć czegoś podobnego. Brakowało jej cierpliwości i samozaparcia.

Alicja przeszła do zakładki z instrukcjami, jak krok po kroku stworzyć własne miniaturowe mebelki. Przeszukała hasztag sofy, ale nie znalazła tam nic łatwego. Do większości projektów potrzebowała materiałów, których nie posiadała. Klej na gorąco, gąbka, druciki o różnych grubościach i co najmniej trzy rodzaje cążków… nie chciała w to wszystko inwestować tylko po to, aby zadowolić Marikę Kamińską.

Zamknęła stronę. Będzie musiała wymyślić coś innego. Może faktycznie zacznie szkicować? Ołówków i kartek miała pod dostatkiem.

– Ala, za chwilę idę wynieść tę suknię. – Wyrwała ją z zamyślenia mama, wchodząca bez pukania do pokoju. – Masz jakieś niepotrzebne ubrania? Sprawdź i rzuć w przedpokoju.

Drzwi się zamknęły, a Alicja odchyliła się na krześle i przymknęła powieki. Czyli mama faktycznie zamierzała to zrobić. Tamtego wieczora temat ucichł i dziewczyna myślała, że sprawa zamknięta, a suknia ślubna dostanie ostatnią szansę. Nic z tego. Musiała zniknąć.

Alicja leniwie podeszła do szafy na ubrania. Popatrzyła na liczne pary legginsów, szerokie bluzy i koszulki. Niewiele z tych ubrań nadawało się do oddania. W większości były sprane i poprzecierane. Na innej półce byłe te, które zakładała wychodząc z domu. Jedne dżinsy, dwie bluzki z długim rękawem  i rozpinany sweter. Może gdyby nie siedziała tyle w domu, to miałaby tego więcej?

Słyszała kiedyś, że zakupy poprawiają humor. Alicja chciałaby sprawdzić, czy to prawda, ale i tak nie miała z kim na nie iść. Jacek i tata nie nadawali się do tego ze względu na płeć, a mama… cóż… mama nie miała do niej ostatnio cierpliwości. A może taki wspólny wypad do sklepu coś by między nimi zmienił? Może spróbuje jej to zaproponować na sobotę?

Dziewczyna chwyciła jedną z koszulek. Miała ją może dwa razy i ciągle miała wrażenie, że coś drapie ją przy dekolcie, więc nie miała problemu, aby się jej pozbyć. Zamknęła szafę i wyszła ze swojego pokoju. Na korytarzu rzeczywiście stał dość spory czarny worek. Alicja podeszła do niego niespiesznie i zerknęła do środka.

Suknia ślubna była upchnięta bardzo niezdarnie. Mama nie zadała sobie nawet trudu, aby równo ją poskładać. Alicja nie wiedziała, czy ten rodzaj materiału się gniecie. Chyba nie. Był zbyt sztywny i szeleszczący.

Dziewczyna zamyśliła się na chwilę i wytężyła słuch. Mama była w kuchni, bo słyszała stukanie naczyń i szum wody. Zapewne zmywała. Tata oglądał wieczorne wydanie wiadomości z całego dnia i Alicja miała nadzieję, że jest nimi bardzo zainteresowany.

Chwyciła leżące na pobliskiej szafce nożyczki i szybko i niedokładnie zaczęła odcinać rękaw sukni. Materiał był gruby, a ostrza tępe. Alicja jednak się nie poddawała. Cięła nie przejmując się tym, co działo się w mieszkaniu. Kiedy w końcu jej się udało omal nie krzyknęła z satysfakcją.  Później okręciła suknię tak, aby nie było widać, co zrobiła a na wierzch wrzuciła swoją koszulkę i zawiązała worek.

Prędko uciekła do pokoju i wepchnęła swoją zdobycz pod poduszkę. Nie miała pojęcia, po co to zrobiła, ale mimo wszystko czuła się lepiej wiedząc, że choć mały kawałek sukni zostanie z nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy