Gabinet pani psycholog Mariki
Kamińskiej był dla Alicji białą plamą. Wyobrażała sobie, że na ścianach wiszą
wesołe, motywujące tablice mówiące, że uśmiech może działać cuda, albo plakaty
przestrzegające przed różnego typu uzależnieniami. Dziewczyna była niemal
pewna, że prócz tych standardowych o alkoholu, papierosach i narkotykach,
znalazło się również miejsce dla tych poświęconych nałogom współczesnego świata
– gry komputerowe, telefony komórkowe czy media społecznościowe według
specjalistów stawały się przyczynkiem do nowej fali zagrożeń wśród młodzieży i
trzeba było walczyć z nowym niebezpiecznym trendem.
Dla Alicji w pomieszczeniu pewnych
było tylko kilka rzeczy. Po pierwsze spore drewniane biurko, którego blat
zastawiony był mnóstwem bibelotów, notesików, ołówków i spinaczy. Po drugie
duża biała szafa, która znajdowała się tuż przy drzwiach, więc wychodząc
dziewczyna zawsze musiała uważać, aby się z nią nie zderzyć. Po trzecie
niewygodne krzesło, które grzała co dwa tygodnie przez godzinę. A po czwarte
pani psycholog Marika Kamińska.
Już w czasie pierwszego
spotkania kobieta nakazała nazywać się po imieniu, co miało zmniejszyć dystans
między nią a pacjentami. Alicja myślała, że w takie rzeczy wierzą tylko młodzi
psychologowie, a Marika na pewno do takich nie należała. Na pewno była po
pięćdziesiątce, bo siadała zawsze tak blisko Alicji, że ta dokładnie widziała
pogłębiające się zmarszczki na jej twarzy. Kobieta była niska i pulchna, co
zapewne wynikało z tego, że podjadała mnóstwo cukierków, po których papierki
piętrzyły się na jej biurku. Włosy miała ciemne, choć łatwo można było
dopatrzyć się siwych odrostów. Na serdecznym palcu jej prawej ręki błyszczała
złota obrączka, choć plotki głosiły, że w ostatnim czasie przechodziła
małżeński kryzys.
– Co nowego, Alicjo? – zapytała
swoim dziarskim tonem, chwytając do ręki długopis.
Za każdym razem zadawała to
pytanie i za każdym razem oczekiwała złożonej wypowiedzi. Dziewczyna przestała
już mówić nic, bo dobrze wiedziała,
że to nie przejdzie. Kobieta zaczęłaby na nią naciskać i nie odpuściłaby dopóki
nie uzyskałaby odpowiedzi.
– Wczoraj oglądałyśmy z mamą
pierwszy odcinek nowego sezonu Chirurgów
– powiedziała beznamiętnie Alicja. – Ale
uznałyśmy, że chyba darujemy sobie ten serial, bo robi się strasznie naciągany.
Twórcy znów uśmiercili naszą ulubioną bohaterkę.
Dziewczyna przygotowała tę
wypowiedź już kilka dni temu. Było to oczywiście kłamstwo. Jej mama lubiła
seriale medyczne, ale akurat tego nie oglądała jakoś od dwóch lat. Natomiast
Alicja w ogóle nie włączała telewizora, bo nie miało to dla niej najmniejszego
sensu. Musiałaby usiąść bardzo blisko ekranu, aby coś zobaczyć. Czasem korzystała
z laptopa, ale wówczas wybierała raczej filmy niż seriale, choć i to robiła
stosunkowo rzadko. To również szybko ją nudziło.
– Nie warto tracić czasu na
oglądanie czegoś, co nas męczy – powiedziała Marika, zapisując coś w zeszycie.
– Musicie znaleźć sobie z mamą jakiś nowy serial, albo jakieś inne hobby.
Pamiętasz, co ostatnio ci mówiłam? Że powinnaś zająć się czymś twórczym. Jest
tyle niesamowitych rzeczy. Rysunek, malarstwo, ale też sztuka origami lub haft.
Więc jak, wykonałaś zadanie? Zaczęłaś zabawę z którąś z tych technik?
Alicja westchnęła. Oczywiście,
że odpowiedź brzmiała: nie, ale mimo
wszystko z jej ust padły zupełnie inne słowa.
– Zaczęła robić takie małe
mebelki dla lalek – skłamała, przypominając sobie rozmowę z Jackiem. Przez
ułamek sekundy widziała zaskoczenie malujące się na twarzy pani psycholog. –
Mój brat pokazał mi bloga swojej koleżanki, która robi takie rzeczy. Jest tam
kilka instrukcji, jak coś zrobić samemu.
– To wspaniale – powiedziała
entuzjastycznie kobieta. Uśmiechnęła się ciepło. – I co zrobiłaś jako pierwsze?
Alicja zamyśliła się na chwilę,
żałując, że w ogóle zaczęła brnąć w te kłamstwo. Myślała, że Marika da jej
spokój, jak dowie się, że dziewczyna poszła za jej złotą radą, ale najwyraźniej
nie zamierzała tak łatwo odpuścić.
– Fotel – rzekła Alicja,
próbując sobie za wszelką cenę przypomnieć, co mówił Jacek w czasie obiadu.
Owszem, brat wysłał jej link do tego bloga, ale dziewczyna nie raczyła nabić na
nim nawet jednego wyświetlenia. – Zrobiłam go z dwóch pudełek i okleiłam
materiałem
Marika pokiwała głową z
uznaniem.
– Następnym razem musisz
koniecznie przynieść kolejne dzieła – oznajmiła, ponownie zapisując coś w
notatniku. – Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko wygląda.
– Ale one są strasznie brzydkie
– rzekła szybko Alicja, próbując wybrnąć z nieprzyjemnej sytuacji. – Materiał
jest krzywo przyklejony, a pudełko się wgniotło.
– To nie szkodzi. Zapewne z
każdym kolejnym mebelkiem będziesz w tym coraz lepsza. Rozumiem, że wymagasz od
siebie perfekcjonizmu, ale wiedz, że żaden człowiek nie rodzi się z danymi
umiejętnościami. Czasem potrzeba wielu lat pracy, aby osiągnąć wymarzony efekt.
Uważam jednak, że twój brat miał wspaniały pomysł, pokazując ci takie rzeczy.
Tworzenie miniaturek pomoże ci inaczej spojrzeć na świat. Pomyśl tylko, przez
twoją wadę wzroku masz zaburzoną percepcję widzenia. Nie widzisz głębi,
perspektywy. Ogrom budynku, czy jakieś widoki oglądasz jedynie na płaskich
zdjęciach. Gdybyś zaczęła tworzyć własne mini makiety, to zobaczyłabyś całkiem
inny świat!
W tonie głosu Mariki dało się
usłyszeć ekscytację, której Alicja nie podzielała, choć w słowach tych było
sporo prawdy. Dziewczyna wiedziała, że ma dwa tygodnie na stworzenie
czegokolwiek, bo kobieta na pewno jej nie podaruje , kiedy przyjdzie z pustymi
rękoma. Była zła, przez co nie potrafiła się skupić na kolejnych
kilkudziesięciu minutach spotkania. Znów nie wykazała zaangażowania, na pytania
odpowiadała półsłówkami, a w kwestii własnych uczuć i emocji milczała jak
zaklęta.
Godzina z Mariką ciągnęła się w
nieskończoność, a gdy w końcu minęła, Alicja nie poczuła się lepiej.
– Czyli widzimy się za dwa
tygodnie, jak zwykle w środę o piętnastej – rzekła kobieta, zerkając do swojego
kalendarza. – W razie czego jesteśmy w kontakcie.
W
razie czego nigdy nie
istniało, bo rodzice Alicji stawali na uszach, aby zawieść córkę do poradni na
wyznaczony termin. Dziś była tu z tatą, który jak zwykle miał czekać na nią w
poczekalni.
Dziewczyna pożegnała
pospiesznie panią psycholog i wstała z krzesła zanim ta zaproponowała
odprowadzenie jej do drzwi. W gabinecie była już kilkanaście razy, więc jej
umysł pamiętał tę krótką drogę do wyjścia z tej białej otchłani. Tym razem
Alicja nawet nie zahaczyła o szafę, co było dla niej nie lada sukcesem.
Na korytarzu panował gwar
rozmów. Dziewczyna nie widziała twarzy siedzących tam osób, ale domyślała się,
że w większości są to dzieciaki lub młodzież. Oni byli dla niej mgłą, ale ona
dla nich zjawiskiem niecodziennym, na który mogli się gapić. Zapewne w
większości robili to dyskretnie, bo nie byli świadomi tego, że ona nie
dostrzega ich rozszerzonych z ciekawości źrenic.
Alicja westchnęła i zamrugała
gwałtownie. Policzyła do trzech i przełknęła głośno ślinę. Gdzie się podziewał
jej ojciec? Zawsze czekał na nią na korytarz i podchodził od razu jak
wychodziła z gabinetu. Teraz go przy niej nie było, a ona nie miała pojęcia,
jak się zachować.
– Tato? – powiedziała, choć jej
głos był tylko nieznacznie głośniejszy od szeptu.
Poczuła, że jej dłonie
zaczynają niebezpiecznie drżeć, a serce przyspiesza bicie. W poczekalni byli
ludzie, a ona nie miała pojęcia ilu dokładnie. Za chwilę zapewne ktoś się nią
zainteresuje. Przecież to nie było normalne, że jakaś dziewczyna stała w
bezruchu na środku korytarza i próbowała łapać powietrze, otwierając usta jak
ryba.
– Tato! – powtórzyła znacznie
głośniej, a w jej głosie dało można było usłyszeć pisk strachu.
Gwar w poczekalni ucichł, a w
jej polu widzenia znalazła się jakaś kobieta. Chyba chciała coś powiedzieć lub
chwycić za rękę, ale Alicja cofnęła się energicznie. Strach odebrał jej
zdolność racjonalnego myślenia. Niewiele brakowało, a rzuciłaby się do
ucieczki, gdyby nie to, że niespodziewanie ktoś mocno objął ją ramieniem.
– Jestem. – Usłyszała głos
ojca. – Nie bój się, już jestem.
Mężczyzna przytulił ją do
swojej klatki piersiowej i kołysał delikatnie. Alicja z trudem łapała
powietrze, próbując się uspokoić. Czuła, jak czarne macki strachu zacisnęły się
wokół jej wnętrzności. Nie była nawet świadoma tego, że zaczęła głośno
szlochać.
–Nic się nie dzieje – uspakajał
ją dalej ojciec. – Odszedłem tylko kawałek, musiałem odebrać telefon.
Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
Alicja pozwoliła się
wyprowadzić tacie z poradni. Stali chwile na parkingu, a powiew rześkiego,
wrześniowego popołudnia lekko ją uspokoił. Otarła łzy i starała się powoli
wyrównać oddech. Zaczęło do niej docierać, że znów dała się zwieść temu
okropnemu uczuciu strachu, który od jakiegoś czasu doprowadzał ją do
szaleństwa.
– Lepiej? – zapytał po chwili
Miłosz, nie wypuszczając z uścisku dłoni córki.
– Tak… myślałam, że poszedłeś,
że mnie zostawiłeś – wyszeptała.
– Ali… przecież wiesz, że ani
ja ani mama nigdy byśmy cię nie zostawili – powiedział szybko, gładząc córkę po
policzku.
Milczeli przez chwile
zasłuchani w ćwierkanie ptaków i szelest liści.
– To dokąd jedziemy na obiad? –
zapytał po chwili tata.
To była ich tradycja. Zawsze po
wspólnej wizycie w poradni odwiedzali jakąś restaurację. Alicja najczęściej
wybierała wegetariański bar z burgerami lub knajpę, w której podawali najlepszy
makaron z sosem serowym w mieście, ale dziś zupełnie straciła apetyt.
– Nie jestem głodna – burknęła
pod nosem.
Miłosz westchnął i pokręcił
głową.
– Ale ja jestem. Od rana nic
nie jadłem. Możesz zamówić zupę lub sałatkę i jakiś sok – oświadczył tonem
niewnoszącym sprzeciwu.
Alicja pozwoliła ojcu
zaprowadzić się do samochodu i zajęła miejsce pasażera. Zapięła pas i
przejrzała się w bocznym lusterku. Nie wyglądała najlepiej. Spróbowała
przeczesać dłonią włosy, aby choć trochę je ujarzmić. Niestety nie była w
stanie nic zrobić z zaczerwienionymi od płaczy oczami i policzkami.
Ojciec ostrożnie wyjechał z
parkingu i włączył się do ruchu. O tej porze ulice miasta były przepełnione,
więc trasa ciągnęła się w nieskończoność.
– Pani Kamińska mówi, że
ostatnio nie widzi postępów – odezwał się po chwili mężczyzna, zatrzymując się
na czerwonym świetle.
– To nie prawda – burknęła
Alicja. – To ona cały czas się czepia, nie lubię jej…
– O poprzednim psychologu
mówiłaś to samo.
– Bo był idiotą. Sam tak powiedziałeś,
kiedy zaczął ci wmawiać, że powinniście iść z mamą na terapię małżeńską.
– Okej, był idiotą.
Zielone światło paliło się już
kilka sekund, więc Miłosz ruszył z lekkim opóźnienie.
– Ale Kamińska jest w porządku
– dodał, skręcając w lewo. – Wiele osób mi ją polecało. Chwalą ją za dobry
kontakt z młodzieżą. Ostatnio jedna z pacjentek mówiła mi, że jej córka miała
napady agresji, a po rozmowach z Kamińską bardzo jej się poprawiło.
– Rozmawiasz z pacjentkami na
takie tematy? Myślałam, że u stomatologa raczej się milczy lub wydaje dziwne,
niezrozumiałe dźwięki.
Ojciec nie odpowiedział na tę
zaczepkę. Wydawał się być bardzo skupiony na drodze. Zabrał głos dopiero po
dłuższej chwili, ale odbiegł od tematu swojej pacjentki.
– Jeśli nie będziesz robić postępów,
to znajdę ci psychoterapeutę lub psychiatrę, a wiesz mi, od początku chciałem
uniknąć faszerowania cię lekami. I bez nich jesteś wystarczająco otępiała.
– Super… mama straszy mnie
prokuratorem i sądem rodzinnym a ty psychotropami.
– Nie straszę. Tylko cię
informuję, bo potem mówisz, że z tobą nie rozmawiamy. Chcę, abyś miała
świadomość, że będziemy o ciebie walczyć nawet wówczas, kiedy sama się poddasz.
Alicja popatrzyła na skupiony
profil ojca. Miała wrażenie, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy mężczyzna się
zmienił. Jego zmarszczki się pogłębiły, schudł odrobinę i golił się co trzy
dni, a nie jak dawniej każdego ranka. Nawet koszule miał jakoś dziwnie pomięte,
choć to mama zwykle je prasowała. Dziewczyna chciała zapytać, czy na pewno
wszystko w porządku, ale wówczas Miłosz zaparkował pod wegetariańską knajpą.
Kiedy wyłączył silnik samochodu, Alicji zabrakło odwagi.
– Do zestawu chyba zamówię
pomidorową – powiedział po chwili tata. – Mam na nią straszną ochotę. Nie mów
tego mamie, ale to chyba najlepsza pomidorowa jaką jadłem w życiu.
Wysiedli z samochodu.
* * *
Wieczorem Alicja za zasiadła
przed komputerem i weszła na bloga koleżanki Jacka. Przeglądała sesje zdjęciowe
lalek. Wszystkie miały piękne loki i eleganckie suknie. Znajdowały się one w
małych pokoikach, których ściany pokrywały imitacje cegły lub tapety w kwiatki.
Były tam miniaturowe dywany lub małe deseczki, wyglądające jak parkiet. Lalki
siedziały na kanapach pokrytych ażurowym materiałem lub skórzanych fotelach. W
tych maleńkich pomieszczeniach stały stoliki ze szklanymi blatami, regały z
książkami i kominki. Wszędzie piętrzyły się bibeloty mniejsze od naparstków.
Małe świeczki, kwiatki w wazonach i doniczkach, lamy, żyrandole a nawet
głośniki od wieży stereo. Z daleka było widać, że autorka zdjęć wkładała
mnóstwo pracy w przygotowanie jednego takiego planu zdjęciowego.
Na początku Alicja przewijała
zdjęcia bez większego zainteresowania. Dopiero po krótkiej chwili zaczęła
przyglądać się szczegółom, takim jak tytuły wypisane drobnym pismem na
grzbietach książek. Było to interesujące i wciągające, ale dziewczyna
wiedziała, że sama nie byłaby w stanie stworzyć czegoś podobnego. Brakowało jej
cierpliwości i samozaparcia.
Alicja przeszła do zakładki z
instrukcjami, jak krok po kroku stworzyć własne miniaturowe mebelki.
Przeszukała hasztag sofy, ale nie znalazła tam nic łatwego. Do większości
projektów potrzebowała materiałów, których nie posiadała. Klej na gorąco,
gąbka, druciki o różnych grubościach i co najmniej trzy rodzaje cążków… nie chciała
w to wszystko inwestować tylko po to, aby zadowolić Marikę Kamińską.
Zamknęła stronę. Będzie musiała
wymyślić coś innego. Może faktycznie zacznie szkicować? Ołówków i kartek miała
pod dostatkiem.
– Ala, za chwilę idę wynieść tę
suknię. – Wyrwała ją z zamyślenia mama, wchodząca bez pukania do pokoju. – Masz
jakieś niepotrzebne ubrania? Sprawdź i rzuć w przedpokoju.
Drzwi się zamknęły, a Alicja
odchyliła się na krześle i przymknęła powieki. Czyli mama faktycznie zamierzała
to zrobić. Tamtego wieczora temat ucichł i dziewczyna myślała, że sprawa zamknięta,
a suknia ślubna dostanie ostatnią szansę. Nic z tego. Musiała zniknąć.
Alicja leniwie podeszła do
szafy na ubrania. Popatrzyła na liczne pary legginsów, szerokie bluzy i
koszulki. Niewiele z tych ubrań nadawało się do oddania. W większości były
sprane i poprzecierane. Na innej półce byłe te, które zakładała wychodząc z
domu. Jedne dżinsy, dwie bluzki z długim rękawem i rozpinany sweter. Może gdyby nie siedziała
tyle w domu, to miałaby tego więcej?
Słyszała kiedyś, że zakupy
poprawiają humor. Alicja chciałaby sprawdzić, czy to prawda, ale i tak nie
miała z kim na nie iść. Jacek i tata nie nadawali się do tego ze względu na
płeć, a mama… cóż… mama nie miała do niej ostatnio cierpliwości. A może taki
wspólny wypad do sklepu coś by między nimi zmienił? Może spróbuje jej to
zaproponować na sobotę?
Dziewczyna chwyciła jedną z
koszulek. Miała ją może dwa razy i ciągle miała wrażenie, że coś drapie ją przy
dekolcie, więc nie miała problemu, aby się jej pozbyć. Zamknęła szafę i wyszła
ze swojego pokoju. Na korytarzu rzeczywiście stał dość spory czarny worek.
Alicja podeszła do niego niespiesznie i zerknęła do środka.
Suknia ślubna była upchnięta
bardzo niezdarnie. Mama nie zadała sobie nawet trudu, aby równo ją poskładać.
Alicja nie wiedziała, czy ten rodzaj materiału się gniecie. Chyba nie. Był zbyt
sztywny i szeleszczący.
Dziewczyna zamyśliła się na
chwilę i wytężyła słuch. Mama była w kuchni, bo słyszała stukanie naczyń i szum
wody. Zapewne zmywała. Tata oglądał wieczorne wydanie wiadomości z całego dnia
i Alicja miała nadzieję, że jest nimi bardzo zainteresowany.
Chwyciła leżące na pobliskiej
szafce nożyczki i szybko i niedokładnie zaczęła odcinać rękaw sukni. Materiał
był gruby, a ostrza tępe. Alicja jednak się nie poddawała. Cięła nie przejmując
się tym, co działo się w mieszkaniu. Kiedy w końcu jej się udało omal nie krzyknęła
z satysfakcją. Później okręciła suknię
tak, aby nie było widać, co zrobiła a na wierzch wrzuciła swoją koszulkę i
zawiązała worek.
Prędko uciekła do pokoju i wepchnęła swoją zdobycz pod poduszkę. Nie miała pojęcia, po co to zrobiła, ale mimo wszystko czuła się lepiej wiedząc, że choć mały kawałek sukni zostanie z nią.